Zazwyczaj nie jestem osobą, która mówi: “wow, to jest dobry artykuł”, ale człowieku… to jest dobry artykuł.
Science fiction (SF) wpływa na wszystko w dzisiejszych czasach, od projektowania codziennych artefaktów po to, jak pracujemy - my, w tym obecna grupa 50-kilkuletnich miliarderów z Doliny Krzemowej. I to jest zła rzecz: stawia nas w obliczu przyszłości, przed którą wszyscy byliśmy ostrzegani, za sprawą dystopijnych powieści błędnie uznanych za instrukcje obsługi.
Miliarderzy, którzy dorastali czytając klasyki science fiction wydane 30 do 50 lat temu, wpływają na nasze życie dzisiaj w prawie zbyt wielu sposóbach, aby je wymienić: Elon Musk chce skolonizować Marsa. Jeff Bezos woli plany z lat 70. na gigantyczne orbitalne siedziby. Peter Thiel finansuje badania nad sztuczną inteligencją, przedłużeniem życia i “seasteading”. Mark Zuckerberg wydał 10 miliardów dolarów na próbę stworzenia Metaverse z powieści Neala Stephensona Snow Crash. A Marc Andreessen z firmy venture capital Andreessen Horowitz opublikował “manifest techno-optymisty” promujący dziwaczną filozofię akceleracjonistyczną, która nawołuje do neregulowanej, wyłącznie kapitalistycznej przyszłości czystego technologicznego chaosu.